Służby chciały mieć plastycznego świadka, ale przeszarżowały
Treść
Z Sylwestrem Latkowskim, dziennikarzem śledczym, reżyserem filmów dokumentalnych, rozmawia Joanna Kozłowska Wojciech Sumliński trafił wczoraj do szpitala po próbie samobójczej, wrócił Pan właśnie stamtąd. Jak się czuje? - Po zszyciu narządów na chirurgii trafi na oddział psychiatryczny, bo to jest regułą przy próbach samobójczych. Jego życiu nic nie zagraża. Do godz. 18.00 zgodzono się, aby była przy nim żona. Jak ocenia Pan decyzję sądu o aresztowaniu dziennikarza? - Dla mnie nie ma żadnego uzasadnienia dla tego aresztu. Wojtek Sumliński nie mataczył. Stawiał się co tydzień na policję, była płacona kaucja, zabezpieczenie majątkowe. Był pod kontrolą wymiaru sprawiedliwości. On nawet w pewnym momencie zaczął unikać kontaktów z dziennikarzami, którzy pytali go o tę sprawę. Ta decyzja prokuratury o tym, żeby składać zażalenie, miała tylko jeden cel: złamanie go w areszcie. Wojtek Sumliński próbował popełnić samobójstwo w czasie zatrzymania 13 maja. Ponieważ izby policyjne są specyficznymi miejscami, trudno popełnić tam samobójstwo, nie ma czym tego zrobić, on próbował zrobić to zębami, też o metalowe łóżko - nie udało mu się, ale po tym zostały na dłoni szwy. Jestem ciekaw, czy prokuratura w czasie przesłuchania odnotowała tę próbę samobójczą. Czy wezwała lekarza, który zbadał Wojtka, czy może być poddawany dalszym czynnościom. Ciekawe, czy w protokole zostało to odnotowane. Czy był lekarz? Z moich informacji wynika, było to jakiś czas po zatrzymaniu Wojtka, kiedy był on już na wolności, że Wojtek Sumliński jest uznany za osobę plastyczną, którą można złamać. Człowiek załamany psychicznie może przyznać się do różnych rzeczy, bo nie działa on świadomie i racjonalnie. Niestety, ale prowadzący śledztwo bezczelnie chcieli to wykorzystać. Pojawia się pytanie, czy korupcja jest karana w Polsce karą śmierci? Chcę powiedzieć, że Wojtek był poddany presji w czasie wolności, ja miałem z nim spotkanie, to przysiadło się ostentacyjnie dwóch panów smutnych stolik obok i wyraźnie dawali do zrozumienia, kim są i po co tu są. My mogliśmy jako dziennikarze rozmawiający z nimi potraktować to wzruszeniem ramion. Wojtek był poddawany cały czas presji. To nie jest kwestia, kto jest winien, tu chodzi o elementarne prawa człowieka. W liście, który napisał Wojciech Sumliński, wyraził sugestię, że komuś zależało, aby go "odpalić". - Czytałem ten list, bo dostałem go wczoraj w nocy. Mam tylko jedno zdanie, że służby chciały wykorzystać słabość psychiczną Wojtka, złamać go i mieć plastycznego świadka. Niestety, chyba przeszarżowały. Czy Pan jako dziennikarz też spotkał się z próbami wywierania presji ze strony służb? - Ja mam przy sprawie Papały coś takiego. Miałem coś takiego, że pod moim domem raz panowie z ABW stali samochodem, ochrona zareagowała i z tej sytuacji są zdjęcia na mojej stronie internetowej. Służby, niestety, obojętnie jakiej władzy - trzeba to powiedzieć - od lat są państwem w państwie. My nie mamy nad nimi kontroli. Dziękuję za rozmowę. Roman Giertych, adwokat Wojciecha Sumlińskiego: Dzisiejsza jego dramatyczna sytuacja wynika z tego, że stracił wiarę w państwo polskie i wymiar sprawiedliwości. Jego sytuacja jest taka, jak on sam powiedział, że już praktycznie został skazany, bo to orzeczenie było takim publicznym skazaniem na podstawie słów byłego oficera WSW i tylko na podstawie tych słów. not. JMK "Nasz Dziennik" 2008-07-31
Autor: wa